Modlitwa głębi jako metoda.
część pierwsza

Czwarty etap Lectio

Mówiliśmy o tym, jak metoda Lectio Divina rozwija osobistą relację z Bogiem, a konkretnie z Jezusem Chrystusem. Dotarliśmy teraz w tym rozwoju do czwartego etapu Lectio, etapu odpoczynku w Bogu, gdzie Modlitwa Głębi jest sposobem rozwijania tego czwartego etapu, który w naszej chrześcijańskiej tradycji nazywamy kontemplacją albo odpoczynkiem w Bogu. Chciałbym wskazać, że używanie świętego słowa w celu uspokojenia umysłu i emocji jest po prostu sposobem przeniknięcia przez twardą skorupę systemu fałszywego ja, powierzchownego, psychologicznego ja, przez celowe zmylenie przez ściśle określony czas jego zwykłego sposobu myślenia, jako środek do porozsuwania łodzi, tzn. nieustannego ruchu myśli, wrażeń zmysłowych, psychicznych czy duchowych na wewnętrznym ekranie świadomości. Próbujemy więc zmniejszyć prędkość, z jaką się pojawiają, a gdyby to było możliwe, zredukować wszystkie myśli do jednej. Czy nie byłoby to wspaniałe? Gdybyśmy mogli zredukować nasze wszystkie myśli do jednej, wówczas modlitwa byłaby zachwycająca. Bo wtedy moglibyśmy cały czas kierować naszą uwagę, bez odwracania jej od duchowej uważności, w stronę obecności Boga w naszym wnętrzu w czystej wierze, poza pojęciami, poza uczuciami, poza konkretnymi aktami, z wyjątkiem ogólnego miłującego spojrzenia albo uważnego słuchania. 

Mała łódka

To święte słowo ma dwa cele. Ma za zadanie rozpuścić wszystkie inne myśli, wrażenia, spostrzeżenia (czego nie robi zbyt dobrze). Jednocześnie ma na celu potwierdzanie naszej pierwotnej intencji, z którą zaczynamy każdą Modlitwę Głębi: otwarcie i poddanie się tajemnicy Bożej obecności w nas. Mówię „tajemnicy”, bo w tej akurat modlitwie nie ma żadnego konkretnego pojęcia Boga, którego moglibyśmy się chwycić. Nie robimy tego przez cały dzień, ale jest to sposób wyjścia poza nasze nadmierne poleganie na myśleniu, zastanawianiu się, analizowaniu i przejścia do Boga, a także poza nasze nadmierne poleganie na uczuciach, nakręcaniu się wobec Boga, naszej zależności od pewnej emocjonalnej stymulacji, żeby utrzymać uwagę skierowaną w stronę tej tajemnicy w naszym wnętrzu. Święte słowo jest zatem małą łódką, myślą, którą wypuszczamy i zauważamy w naszej wyobraźni, w której znajdują się inne psychologiczne łodzie i zanieczyszczenia, czy cokolwiek płynie tym strumieniem. *Innymi słowy, wypuszczamy tę konkretną myśl nie po to, żeby o niej myśleć, ale żeby wykorzystać ją jako środek, narzędzie do puszczenia innych myśli albo przynajmniej rozsunięcia ich, żebyśmy mogli choć trochę naszej uwagi skierować w stronę naszej duchowej natury i Boga, który zamieszkuje w jej źródle. 

Drugi cel

Drugim cele świętego słowa jest wskazywanie głębi. Jako wskazówka jest po prostu strzałką i znaczenie świętego słowa nie jest tak naprawdę ważne. Tak więc jakiekolwiek słowo wybierzesz, dobrze żeby było krótkie, bo łatwiej jest zapamiętać krótkie słowo niż całe zdanie. To dlatego „Obłok niewiedzy” anonimowego 14-wiecznego angielskiego mistyka, jedno z ważniejszych źródeł tego nauczania, sugeruje, żeby to było krótkie, bardzo krótkie słowo, które łatwo można sobie przypomnieć i które nie zajmuje dużo uwagi. + Świętym słowem może być coś, co samo w sobie jest święte, jak np. święte imię Jezus, Abba czy Ojciec albo pokój, Duch, ufność, wiara, miłość albo coś, co przypomina o tym, o co tutaj chodzi takie jak pokój, bezruch, cisza. Naprawdę nie ma znaczenia, jakie słowo wybierzesz, o ile będzie ci z nim wygodnie i będzie symbolizować to, co próbujesz zrobić. Chodzi mi o to, że to tylko strzałka wskazująca dokąd chcesz dojść. Nie ma więc znaczenia, czy strzałka jest pomalowana na czerwono, biało czy niebiesko. Ona tylko wskazuje. Ważne jest, aby zrozumieć sposób użycia świętego słowa, bo w praktykach medytacyjnych, zarówno chrześcijańskich jak i w innych tradycjach, słowa czy zdania albo mantry jak nazywają je hinduiści służą dużo bardziej konkretnemu i odmiennemu celowi. Hinduska mantra wywołuje efekt wibracji z powodu dźwięków sanskrytu, które uspokajają umysł. Starannie dobrane mantry zostały przekazane przez ich tradycję i są dostępne do dzisiaj. W tradycji chrześcijańskiej też istnieją podobne wyrażenia. Waham się, żeby nazwać je mantrą, bo to byłoby mieszaniem tradycji, ale powtarzanie Modlitwy Jezusowej, która rozwinęła się w ortodoksyjnej tradycji bizantyjskiej i która została przekazana i zyskała sławę dzięki książeczce „Opowieści pielgrzyma”. Praktyka ta polega na nieustannym powtarzaniu zdania: „Jezusie, Synu Boży, zmiłuj się nade mną, grzesznikiem”. Oprócz Modlitwy Głębi byłaby to wspaniała praktyka poza czasem przeznaczonym na Modlitwę Głębi. Jednak Modlitwa Głębi to konkretna metoda, ma swoją własną dynamikę i należy ją praktykować zgodnie z tą dynamiką, żeby w pełni osiągnąć i doświadczyć jej owoców. A ona różni się od mantry czy Modlitwy Jezusowej czy innych metod wymagających koncentracji takich jak kontemplacja ikony – kolejna wspaniała metoda uspokojenia umysłu i serca związana z tajemnicą Chrystusa pochodząca z tradycji bizantyjskiej, bardzo bogata teologicznie tradycja, która świetnie zachowała związek między teologią i duchowością, z czym Kościół zachodni na przestrzeni wieków radził sobie znacznie gorzej. 

Praktyka zen

W każdym razie, inna metoda to koncentracja na oddechu. Jeszcze inna metoda to skupienie się na własnym ciele, co jest charakterystyczne dla szkoły soto zen w buddyzmie, w której nieustannie wraca się do postawy ciała. Zwykle towarzyszą temu również ćwiczenia oddechowe. Praktyka zen to praktyka bycia tu i teraz, która osadza nas bardzo mocno w chwili obecnej, a jej celem jest zintegrowanie ciała, duszy i ducha z naszą podstawową jednością z całą resztą rzeczywistości przy pomocy takiego samego gestu.

Metoda receptywna

Receptywna metoda modlitwy kontemplacyjnej, jaką jest Modlitwa Głębi, polega na wycofaniu zmysłów z aktualnej rzeczywistości i otoczenia oraz z kontinuum czasu i przestrzeni i skierowaniu przez ustalony czas uwagi do wnętrza, wycofując ją ze zmysłów zewnętrznych. Nie jest to celem samym w sobie, ale chodzi o wprowadzenie jedności między ciałem, umysłem i duchem, a następnie, w życiu aktywnym, stopniowe przenoszenie doświadczenia tej przestrzeni na całe życie, z wszystkimi jego szczegółami. Oba [te doświadczenia] zmierzają w tym samym kierunku. Główna różnica między nimi  polega na tym, że jedno może bardziej odpowiadać jednemu rodzajowi temperamentu, a drugie innemu. Dzisiaj metoda polegająca na koncentracji jest bardzo przydatna z powodu dużej aktywności umysłowej większości ludzi w naszych czasach. Metoda receptywna zakłada również głębsze zaufanie do Boga. Ponieważ jednak większość metod polegających na koncentracji ostatecznie staje się receptywnymi, kiedy się rozwiną, jest to punkt wyjścia, który stawia nas na ścieżce do transcendencji, wyższej świadomości oraz otwarcia się na czystą wiarę i obecność Boga takiego, jakim jest. A Bóg przedstawia się takim, jaki jest tylko dla czystej wiary, poza pojęciami, poza uczuciami, poza życiem psychologicznym, chociaż ta Obecność czasami promieniuje przez nasze inne władze. Zasadniczo, najgłębsza komunikacja z Bogiem nie jest w ogóle odczuwalna. Odczuwamy ją psychologicznie tylko wtedy, gdy odbija się, rykoszetuje od innych władz duszy albo wypływa z głębokiego, wewnętrznego źródła. Boże życie zawsze jaśnieje i cały czas wyraża się na różnych poziomach naszego istnienia, w przeciwnym razie nie byłoby nas tutaj. W gruncie rzeczy to rzeka życia tworzy najgłębsze źródło naszego bytu. W obrazie, który wam przedstawiałem, rzeka to nasz udział w Bożym życiu, które tryska w nas i podtrzymuje nas na każdym poziomie naszego życia cielesnego, psychicznego i psychologicznego oraz duchowego.  

Nie wszystkie praktyki kontemplacyjne są takie same

Ważne jest, żeby pamiętać o tym rozróżnieniu. Nie wszystkie praktyki kontemplacyjne są takie same. Niektóre z nich, te bardziej receptywne, czy te bardziej polegające na koncentracji mają na początku całkiem odmienne skutki psychologiczne. Dla przykładu, jeżeli praktykuje się metodę polegającą na koncentracji, w której mocno się starasz, żeby utrzymać pozycję ciała, oddech albo nieustannie powtarzasz w myślach jakieś święte słowo, to jesteś w tej metodzie i to ty kontrolujesz sytuację. Dlatego nieświadomość nie rozpoczyna się od razu uwalniać. Kiedy przyjmujesz metodę receptywną, taką jak Modlitwa Głębi, to odpuszczasz. Odpoczywasz w Bogu i czasami doświadczasz tak głębokiego rozluźnienia i odpoczynku, że odpręża się cały układ nerwowy, całe ciało, mięśnie i emocjonalny śmietnik z całego życia albo pozostałości traumatycznych doświadczeń nagromadzone w całym ciele zaczynają się rozluźniać. To jest jak wilgoć na twardym podłożu albo glinie. Glina albo taka skorupa jest jak beton, ale kiedy nasiąknie wilgocią, ulega zmiękczeniu i wtedy z łatwością można wyrwać chwasty. I również w człowieku występuje proces psychologicznego opróżnienia taki jak cała seria procesów w ciele, które prowadzą do wydalenia niepotrzebnych czy szkodliwych substancji. 

Niezwykły, głęboki poziom odpoczynku

Jednak problemem dla biednej psychiki jest to, że doświadcza takiej traumy, że zwykły odpoczynek i odprężenie nie dotykają tego, co zostało zepchnięte do nieświadomości, chyba że doświadczysz niezwykle głębokiego odpoczynku. I jak widzieliśmy w naszym małym wyjaśnieniu na temat odpoczynku, nigdy nie doświadczamy głębokiego odpoczynku dopóki nie przestaniemy na kilka minut myśleć o nas samych z tym wzburzeniem, emocjonalnymi reakcjami, zdenerwowaniem, niepokojem, itp. Innymi słowy, nasz normalny przepływ myśli wzmacnia system fałszywego ja, który podtrzymuje tłumienie pewnych emocji i sprawia, że pozostają w nieświadomości jako swego rodzaju przeszkody do swobodnego przepływu energii przez ciało i ducha. Z tego powodu na różnych poziomach doświadczasz nie-pokoju i dys-komfortu, co po prostu oznacza, że energia nie płynie tak jak powinna. Zatem żeby przywrócić równowagę, przywrócić zdrowie, musimy pozbyć się tego śmietnika, jak widzieliśmy to na rysunku, który pokazywałem jakiś czas temu.

Twarde podłoże mięknie

Zewnętrzna krawędź naszych powierzchownych myśli i psychologicznej świadomości utrzymuje w jednym miejscu całą masę nieświadomego, stłumionego materiału, który dopóki nie będzie mógł wydostać się na zewnątrz, okrywa nas i uniemożliwia doświadczanie radości, docieranie, dotykanie, dostrzeganie prawdziwego ja oraz głębszych wartości duchowych naszego bytu. + A zatem jeżeli naprawdę odpuszczasz i poddajesz się odpoczynkowi w Modlitwie Głębi, zaczynasz doświadczać odpoczynku, twarde podłoże mięknie, a psychika odzyskuje swój potencjał zdrowia, który wydaje się być wrodzony i który wyrzuca na zewnątrz, jak czyraki, chwasty z całego życia, emocjonalne śmieci, które przechodzą przez naszą świadomość w formie nawałnicy myśli, czasami myśli niosących duży ładunek emocjonalny, a niekiedy nawet w formie pierwotnych emocji takich jak strach, panika, dotkliwy niepokój, gniew, itp. I ku naszemu zdumieniu, jeśli tak się dzieje, oczywiście mówimy sobie: „Co to jest? Myślałem, że modlitwa kontemplacyjna ma przynieść odpoczynek, pokój, a nigdy nie byłem w takim bagnie jak teraz! Mój biedny umysł, moje myśli biegają jak szalone. Nie mam nad nimi żadnej kontroli! Nie wiem, dlaczego płaczę. Nie wiem, dlaczego się śmieję, nie wiem, dlaczego się trzęsę, itd.” Zwykle nie jest to aż tak mocne, bo jeśli praktykuje się regularnie każdego dnia, proces oczyszczenia, który jest naprawdę dynamicznym i organicznym procesem, oczyszcza nasze wnętrze stopniowo i powoli, w twoim własnym tempie. Kiedy uczestniczysz w intensywnych rekolekcjach, gdzie medytujesz trzy, cztery godziny dziennie albo i dłużej, wówczas ten proces przyśpiesza. I jak już może doświadczyliście, dochodzisz głębiej niż kiedykolwiek byłeś i stąd głębszy odpoczynek. Dlatego więcej zmiękczenia twardego podłoża w nieświadomości. Dlatego uwalniają się śmieci. Dlatego, ku twojemu najwyższemu przerażeniu, zaczynają przedostawać się do twojej świadomości. I mówisz do samego siebie: „Musi być jakiś lepszy sposób, żeby to robić. Życie kontemplacyjne nie jest dla mnie”. Pakujesz manatki i wracasz do domu. „Do widzenia! Trapiście są świetni, ale dajcie spokój” NIE – po tysiąckroć Nie!

Zatrzymać wewnętrzny dialog

Uwierz mi jednak, że dopiero zaczynasz życie duchowe. Dopóki nieświadomość nie zacznie się uwalniać, bawimy się tylko w kółko graniaste. ++ Prawdziwa istota ascezy polega na tym, żeby pozbyć się tego, co jest główną przeszkodą w naszym rozwoju duchowym, skomunikować się z prawdziwym ja i być w stanie otwierać się na wyższe przesłanie przychodzące cały czas od samoudzielającego się Boga, którego nie słyszymy z powodu hałasu i wrzawy ego. Castaneda w zaledwie kilku słowach wspaniale opisał, czym jest ten proces. Mówi, to chyba Don Juan albo jakiś inny bohater, że najistotniejszym punktem tej dyscypliny jest zatrzymać wewnętrzny dialog; to tyle mówiąc w skrócie. Jeżeli potrafisz przestać do siebie mówić, komentować wszystko, co się dzieje swoją reakcją emocjonalną, co z kolei wzmacnia i podtrzymuje fałszywe ja, to wówczas rozpocznie się cały proces uwolnienia. 

Śmietnik z całego życia

To, co nazywamy zbawieniem jest dokładnie tym opróżnianiem śmietnika z całego życia, rozładowaniem go… Pierwsze, co robi Duch, kiedy zauważa, że poważnie traktujemy podróż duchową, a on chce nas napełnić żywą wodą Ewangelii, którą Jezus obiecał tym, którzy w Niego wierzą, to oczyszczenie wanny! Podobnie jak w niektórych gettach, gdzie niezbyt dobrze działa system wywozu nieczystości, nasz wewnętrzny zbiornik jest pełen śmieci. Nigdy nie byliśmy w stanie odłożyć ich na właściwe miejsce, czyli pozbyć się ich. Zalegają więc w naszym wnętrzu, opierając się łasce. Wypaczają nasze postrzeganie obecności i działania Chrystusa w nas. Tak więc naturalnie Duch nie daje ci od razu korony świętości.  Pierwsze, co robi to przechodzi do konkretów, do codziennego rozładowywania, oczyszczania. Najpierw rozładowuje śmieci, oczywiście za naszą zgodą. Jeżeli się na to nie zgadzamy, to ten proces zostaje zatrzymany. Potem przechodzi na czworaki, jeżeli ma ręce i kolana. Oczywiście to tylko analogia, a w rycie bizantyjskim Duch Święty jest rodzaju żeńskiego. Bierze więc Lizol i zaczyna czyścić brud i całą resztę, a potem kiedy wanna już błyszczy i śmieci są usunięte, możesz puścić wodę i wskoczyć do wanny i cieszyć się wodą życia wiecznego. 

Rozpadniemy się! W żadnym wypadku!

Taki jest więc cel… Jest prosty! Nie ma w nim nic dziwnego. Nie możesz się wykąpać, jeżeli wanna jest pełna śmieci. Nie możemy cieszyć się Duchem Świętym, gdy w naszym wnętrzu pełno jest pozostałości emocjonalnych traum, których doznaliśmy od chwili poczęcia do teraz i sposobów, w jaki próbowaliśmy radzić sobie z tymi sprawami w wieku, gdy byliśmy emocjonalnie podatni na zranienia, itd. Oczywiście, im większe zniszczenia, tym większa trauma i tym trudniej się z niej oczyścić. + Na szczęście, ze względu na tę olbrzymią emocjonalną energię, o której mówiliśmy, to ziarno gorczycy z Ewangelii, czy wewnętrzne światło, przez które uczestniczymy w Bożym świetle i które na swój sposób nadaje pewien porządek naszemu organizmowi i prawdopodobnie jest w stanie nad nim zapanować, kiedy już zostaniemy uwolnieni od naszych emocjonalnych uwarunkowań, mózg może robić takie rzeczy, których nie jesteśmy jeszcze świadomi. Dopiero zaczęliśmy w ciągu ostatnich kilku pokoleń głębsze badania and mózgiem. Mózg może więc pracować teraz z maksymalną wydajnością, bo nie ograniczają go dwa niższe mózgi: mózg gadzi i stary mózg ssaczy, które są otoczone pewnym światopoglądem i obrazami, które mózg pamięta dopóki chociaż w pewnym stopniu nie uwolni się od nadmiernej identyfikacji z ciałem fizycznym i jego wewnętrznymi myślami i uczuciami, które utożsamiamy z nami samymi. To jedyne ja, jakie znamy. Tak więc trochę to przerażające, gdy pomyśleć, dokąd to zmierza: co się z nami stanie, gdy utracimy nasze fałszywe ja? Rozpadniemy się? W żadnym wypadku!

Hałas ustępuje wewnętrznej ciszy

Życie, prawdziwe życie, zaczyna się, gdy iluzja, a jest to tylko iluzja, systemu fałszywego ja zaczyna się rozpadać, a hałas ustępuje wewnętrznej ciszy. + Wówczas zaczynamy podłączać się do tej energii wewnętrznego światła, życia i miłości, a to zmienia całą naszą postawę i teraz działa ta energia. Ma  ona rozświetlić świat. Wyobraź sobie teraz, że każdy z nas mógłby to zrobić, gdyby podłączył się do tej energii. Jednak większość z nas wykorzystuje tę olbrzymią energię zdolną oświetlić wszystkie miasta na świecie do napędzania zabawki-kolejki elektrycznej, a mianowicie naszych ulubionych drobnych przywiązań, projektów i uczuć, itp. To żałosne, jak marnujemy tę energię. 

Siedem darów Ducha Świętego

W każdym razie, kiedy cały ten śmietnik zostanie w końcu uprzątnięty, wtedy zaczyna płynąć ta energia, a nam udaje się dostroić nasze władze, tak jak kamerton, na najwyższą wrażliwość na wibracje i zakres częstotliwości obecności i działania Boga w nas. + Teologicznie, św. Tomasz, a przed nim inni Ojcowie, zawsze przekazywali tę wspaniałą naukę o siedmiu Darach Ducha Świętego, które stanowią szczególną inspirację dla różnych aspektów życia ludzkiego, w którym Duch, jeżeli jesteśmy wrażliwi, za naszą zgodą przeżywa, że tak powiem, nasze życie i nie trzeba chyba mówić, że z maksymalnym pożytkiem dla nas. Tak więc Dar Rady jest tu obecny, żeby podpowiadać, co Boża miłość zrobiłaby w każdym momencie naszego życia. Dar Rozumu i Mądrości przenika kontemplacyjny wymiar podróży duchowej. Dar Męstwa umożliwia nam wytrwanie w trudnych okresach, z których jednym z najtrudniejszych jest proces oczyszczenia. 

Wszyscy stoimy na glinianych nogach

Nauczanie o oczyszczeniu jest mocno osadzone w naszej tradycji poczynając od Ojców Pustyni. Ja tylko uzupełniam je o psychologiczne wyjaśnienie, które jest możliwe dzięki rozwojowi nauki w naszych czasach, ale oba te spojrzenia wspaniale rozjaśniają się nawzajem. I powinno się je łączyć, żeby w pełni wyjaśnić ludzką podróż, bo nawet jeśli mamy dobrą intuicję i Duch mówi nam, że wszystko jest w porządku, to gdy rozmawiasz z kimś, kto powinien się znać, czy jest psychiatrą, księdzem, pastorem, biskupem, jakimś ekspertem albo oświeconym, tzw. oświeconym, z których niektórzy są oświeceni, jak się wydaje w złym kierunku. Naprawdę są zaciemnieni. W każdym razie, jest coś takiego jak anioły światłości. Wyglądają świetnie, ale po bliższym zbadaniu zaczynasz wyczuwać, że coś jest nie tak. W każdym razie Boża Prawda, Światło i Miłość są spójne. A niektórzy ludzie mają wspaniałe dary. Mają też pewne ograniczenia. I jedynie integralny rozwój wszystkich aspektów ludzkiego życia, w tym życia moralnego, może stać się miarą prawdziwej świętości, prawdziwego oświecenia. Na każdym poziomie jest on spójny z naturą, ludzką prawdą, prawdą moralną i intelektualną, prawdą duchową i Bożą prawdą. Jeżeli nie jest zgodny z którymkolwiek z tych poziomów, możesz zacząć wątpić w jego autentyczność. Dla każdego to duży program do realizacji i dopóki jesteśmy w tym życiu, szczerze wątpię, czy ktokolwiek w pełni go zrealizuje. Przynajmniej na tym etapie ewolucji człowieka wszyscy stoimy na glinianych nogach.  Nie zdziwcie się, gdy okaże się, że wasz nauczyciel ma jakieś słabości. Wy też je macie. 

 

Tłumaczenie: Tomasz Jeliński,

na podstawie: The Spiritual Journey Series – Contemplative Outreach, Ltd

 

Facebook
Twitter
Email