Postawy wobec Boga
część pierwsza

Istnieje wiele różnych postaw wobec Boga. Jaki jest Twój stosunek do Boga? Pytanie to zasługuje na odrobinę uwagi na początku tego kursu duchowości chrześcijańskiej. Również w dzieciństwie mamy wiele różnych postaw wobec Boga, ale w zależności od naszej edukacji religijnej, wiele z nich może być zabarwione różnymi dziecięcymi lękami.

Raczej niebezpieczna postać

Jeśli nasi rodzice byli dość surowi lub wymagający, mogliśmy przyjąć pewne przekonania na temat Boga, które odzwierciedlają ich niepokój bądź poczucie winy. I w jakiś sposób takie przeświadczenie, że Bóg to raczej niebezpieczna postać może zostać przekazane dziecku.

WŁAŚCIWY STOSUNEK DO BOGA MA PODSTAWOWE
ZNACZENIE DLA POSTĘPU W PODRÓŻY DUCHOWEJ

Dobry obraz Boga

Później powiemy o tym więcej, ale teraz chciałbym tylko podkreślić, że trudno dobrze rozpocząć duchową podróż, jeżeli nosimy w sobie negatywną postawę wobec Boga, która jak kula u nogi będzie krępowała  nasze emocje. Ważne jest, żebyśmy mieli właściwy stosunek do Boga.

BOJAŹŃ BOŻA = ZAUFANIE

Dobry stosunek do Boga polega rzecz jasna na tym, żeby Mu ufać. A więc to jak przekazujemy dziecku tę ufność jest bardzo istotną sprawą dla rodziców i nauczycieli, bo postawa wobec Boga, jaką przekazujemy dzieciom prawdopodobnie zostanie z nimi na dobre i na złe przez całe ich życie. A z doświadczenia wiem, że czasami Bóg musi się bardzo starać, żeby rozwiać nasz nierealistyczny i niezdrowy obraz Boga, czego można byłoby uniknąć, gdybyśmy tylko we wczesnym dzieciństwie przyjęli tę postawę ufności, którą rodzice, swoją dobrocią i troską o dziecko, mają pokazywać – to jest częścią ich rodzicielskiego powołania – pokazywanie takiej miłości, jaką Bóg kocha dziecko poprzez to jak oni traktują dziecko, kochają je, troszczą się o nie, opiekują się nim i przez pozostałe cnoty rodzicielskie.

Odległy Bóg

Przejdźmy teraz do tego punktu naszej edukacji we wczesnym dzieciństwie, kiedy zaczęliśmy katechezę albo do katechezy przed bierzmowaniem. Jest to okres, kiedy – przed Soborem Watykańskim II – przekazywano na katechezie pewną postawę, czy zespół przekonań na temat Boga, który można określić jako „zachodni model duchowości”. Powiedziałbym jednak, że słowo „duchowość” powinno zostać ujęte w cudzysłów ponieważ to szczególne rozumienie Boga nie było prawdziwą duchowością, a przynajmniej nie odzwierciedlało wiernie nauczania Pisma Świętego. Pamiętajcie, że dopiero od Soboru Watykańskiego II chrześcijanie ogólnie rzecz biorąc, a katolicy w szczególności, są zachęcani do czytania Biblii.  Dopiero od niedawna słyszymy podczas liturgii Biblię odczytywaną w znanym nam języku. Niestety, przed SW II ogólny sens czy atmosfera, w jakiej odbywało się kształcenie religijne bardziej przypominała model filozoficzny wywodzący się od Kartezjusza, z jego dualistycznym oglądem rzeczywistości wzmocnionym przez fizykę newtonowską i przekonaniem o odległym Bogu, który zarządza światem z daleka oraz wynikające z tego przeświadczenie, że ci, którzy szukaliby zjednoczenia z Bogiem musieliby wspinać się po niezliczonych stopniach, by dostać się tam, gdzie jest niebo. Innymi słowy, niebo uznawano za jakieś miejsce geograficzne, gdzieś tam, daleko, ale nikt nie wiedział gdzie. A dostęp do niego był trudny, nawet statkiem kosmicznym.

Zachodni model

W tej chwili możemy nazwać ten model kształcenia religijnego „zachodnim modelem”, który charakteryzuje  się tym, że ja-jest-poza-Bogiem, a Bóg-jest-poza-ja. Taki model, jak widać po chwili analizy i namysłu, sugerowałby osobie dążącej do zjednoczenia z Bogiem albo podobania się Bogu, że podobanie się Bogu wymagałoby wysiłku z naszej strony. Ponieważ Bóg jest gdzieś tam daleko, to wysiłki te byłyby oczywiście wynikiem naszych osobistych możliwości, starań i talentów. Z takim modelem wiążą się też pewne inne postawy. Postawy te zostały opisane, jak mi się wydaje, dość dokładnie (dla tych, którzy otrzymali taką edukację religijną w dzieciństwie) przez wykładowcę z Creighton University, o. Richarda Hausera, który przez wiele lat był zarówno duszpasterzem akademickim jak i uczył dzieci i nawet po SW II zaobserwował takie postawy u swoich studentów. Zauważcie, jakie to są postawy i czy dostrzegacie, że wszystkie bądź część z nich została wam przekazana podczas wczesnej edukacji religijnej. Jest to „zachodni model”, na który większy albo przynajmniej znaczący wpływ wywiera filozofia, nie Pismo Święte.

Uczynki zewnętrzne

Pierwsze przekonanie, jakie wiąże się z tym syndromem jest takie: uczynki zewnętrzne są ważniejsze niż postawy i motywacje wewnętrzne. Jest to jednoznacznie przeciwstawne całej Ewangelii. Wystarczy tylko pomyśleć o sporze, jaki Jezus toczył dokładnie z tego powodu z faryzeuszami.

W CHRZEŚCIJAŃSTWIE
MOTYWACJA JEST WSZYSTKIM

Jednak ich poprawność religijna była motywowana zewnętrznym przestrzeganiem rytuału, jakikolwiek on był, bądź dobrych uczynków i motywacja ta była zakorzeniona w światowych dążeniach do uzyskania szacunku, zadowolenia oraz podziwu ze strony innych ludzi. Posuwali się nawet do tego, że rozdając jałmużnę trąbili w róg,

JEZUS POTĘPIA PRAKTYKI RELIGJNE
SPEŁNIANE TYLKO PO, BY SIĘ POKAZAĆ

na pokaz nosili długie filakterie i frędzle. A Jezus ostro krytykuje taką rytualną poprawność, może nawet ostrzej niż inne grzechy. Innymi słowy, jest dużo łagodniejszy dla prostytutek i poborców podatkowych, którzy byli zdziercami niż dla tych religijnych wzorów pobożności, których motywacje były podszyte dążeniem do wynoszenia się nad innych oraz do gloryfikacji własnego ego.

PRZEKONANIE, ŻE MUSIMY ZASŁUŻYĆ
NA BOŻĄ MIŁOŚĆ JEST SPRZECZNE
Z PISMEM ŚWIĘTYM

Karykatura

Przejdźmy zatem do drugiego przekonania, jakie wiąże się z taką postawą, a mianowicie, że to moje ja jest źródłem wszystkich dobrych intencji i uczynków, a Bóg mnie za nie wynagradza. Daje to nam taki obraz naszego biednego, małego ja, które na arenie życia stara się jak szalone, żeby zadowolić Boga, a Bóg jest gdzieś tam na trybunach i obserwuje te starania czy zawody. Jeśli sprawimy się dobrze, pokaże „kciuk w górę”, by użyć starego rzymskiego symbolu; jeśli nie pójdzie nam dobrze, pokaże „kciuk w dół”. Jakie więc możemy mieć wyobrażenie tej Ostatecznej Rzeczywistości na podstawie takiej karykatury?

Nagroda w tym życiu 

Kolejnym objawem jest to, że nacisk położony jest na nagrodę w tym życiu i w niebie, a nie na miłość i zjednoczenie z Bogiem oraz miłość bliźniego tu i teraz. Taka postawa wyraża się oczywiście w koncepcji uczynków zewnętrznych oraz w gromadzeniu zasług, żeby – jak się wydaje – zmusić Boga do przyznania nam nagrody w niebie. + Jest to taka mentalność, która jak się wydaje, odpowiadała temu, co dziś uważa się za dobre katolickie życie. Można tu dotknąć różnych punktów: chodzić w niedziele i święta nakazane na mszę, pościć i zachowywać wstrzemięźliwość w wyznaczone dni (w każdy piątek), łożyć na utrzymanie Kościoła, nie zawierać związków małżeńskich z nie-katolikami, raz do roku przyjmować Komunię Świętą i przystępować do spowiedzi, a jeśli ktoś jest bardzo pobożny, to dołączyć do Służby Ołtarza albo Żywego Różańca, a potem na czas wezwać księdza, żeby udzielił sakramentu chorych, odejść w chwale i zebrać nagromadzone liczne zasługi. Oczywiście jest to drobna karykatura ówczesnego przykładnego życia katolickiego, ale nie aż tak bardzo przesadzona. Taki był owoc myślenia, że to my jesteśmy źródłem naszych dobrych uczynków, a zatem Bóg ma swego rodzaju obowiązek, żeby nas nagrodzić. Cała ta koncepcja zasług (która ma pewną wartość) została w tym kontekście opacznie zrozumiana i wyolbrzymiona ponad miarę przy dość beztroskim pominięciu tego, co mówi na ten temat Pismo.

Gwarancje 

I w końcu, w „zachodnim modelu” nacisk położono na uzyskanie gwarancji przyszłej nagrody i szczęścia, a nie na troskę o miłość i zjednoczenia z Bogiem w tym życiu i o służenie innym.

Model biblijny 

Przyjrzyjmy się teraz „modelowi biblijnemu”. Model biblijny odzyskano dzięki wysiłkowi wielu chrześcijańskich badaczy jeszcze przed SW II, ale uzyskał on wielkie wsparcie we wspaniałych dokumentach SW II. Ten powrót pozwolił nam, jako Kościołowi, ponownie odzyskać z czystego źródła podstawowe nauczanie Ewangelii i jej wartości. Innymi słowy, nie musimy opierać się na czyichś homiliach czy wyjaśnieniach Ewangelii. Najlepsze tłumaczenia Ewangelii

W NASZYCH CZASACH MAMY NAJPEŁNIEJSZE
TEKSTY I ROZUMIENIE PISMA ŚW.
OD CZASÓW APOSTOLSKICH

prawdopodobnie zbliżają nas do Słowa Bożego bardziej niż jakiekolwiek inne pokolenie od czasów Apostołów. Dzięki badaniu tła kulturowego, znaczenia słów, ewolucji kultur, dysponujemy dziś lepszym rozumieniem umysłowości natchnionych autorów,

DZIĘKI WSPÓŁCZESNYM BADACZOM
BIBLII MAMY LEPSZY WGLĄD W PIEROWTNY
SENS NATCHNIONYCH TEKSTÓW

z czasów gdy pisali księgi Pisma Świętego, a także możliwością codziennego, stałego spotkania ze Słowem Bożym w możliwie najbardziej autentycznych tekstach dzięki zasobom hermeneutyki i współczesnych badań.

Przeciwny kierunek

Czym więc jest ten model? Jest on odwrócony prawie o 180 stopni w stosunku do „modelu zachodniego”, którym większość z nas została zarażona, to jedyne słowo, jakie przychodzi mi do głowy, kiedy uczęszczaliśmy na katechezę przed SW II.

Motywacja wewnętrzna

Co mówi Pismo Święte? Mówi, że motywacja wewnętrzna jest ważniejsza niż uczynki zewnętrzne, które wykonujemy – zupełnie inaczej niż w „modelu zachodnim”, który położył nacisk na odwrotny kierunek.

Kto jest źródłem dobrych uczynków

Drugi punkt to pytanie, kto jest źródłem dobrych uczynków. W „modelu zachodnim” to ja-poza-Bogiem. W „modelu biblijnym” jest to ja-w-Bogu i Duch Boży w nas. Jak mówi św. Paweł: „Jesteście świątynią Ducha, który mieszka w was” jako żywe i dynamiczne źródło inspiracji, który udziela darów pozwalających nam przekładać wolę Bożą i miłość na naszą codzienność w najróżniejszych aktywnościach, poczynając od modlitwy, przez działanie, na służbie kończąc. Tutaj akcent pada na słuchanie i odpowiadanie Duchowi, a nie nasze własne wspaniałe pomysły i inicjowanie rozmaitych projektów, które chcemy, żeby Bóg potem wspierał, a o których On nigdy w ogóle nie pomyślał.  A więc jest to niezwykle ważne. W kontekście Pisma Świętego odzyskanego na nowo po SW II, uczymy się słuchać Słowa Bożego, a nie mówić Słowu Bożemu, co zamierzamy zrobić i lepiej, żeby nas za to nagrodziło.

Tu i teraz

Prowadzi nas to do trzeciego porównania. W modelu biblijnym nacisk kładzie się nie na nagrodę dla naszego ja, w tym bądź przyszły życiu, ale na wysiłek i podróż do miłości i zjednoczenia z Bogiem tu i teraz, w tej właśnie chwili, oraz na służenie potrzebującym i kochanie naszych bliźnich jak nas samych teraz. Zauważcie, że znowu punkt ciężkości jest w zupełnie innym miejscu… prawie całkowite przeciwieństwo.

Zapomniany gość

Żeby być uczciwym wobec modelu zachodniego trzeba przyznać, że istniało jakieś abstrakcyjne uznanie znaczenia Ducha. Jednak w czasach mojej młodości Duch nazywany był „Zapomnianym gościem”. Mój Boże! To tak jakby zapomnieć, że ma się współmałżonka i zastanawiać się, kim jest ta kobieta, czy ten mężczyzna w twoim domu. Odpowiedź brzmi: wzięliście ślub, jesteście jednością, nie możesz się go pozbyć! A więc jako chrześcijanie nie wiedzieliśmy, kim jest nasz najważniejszy gość, czy najważniejsza relacja w całym naszym życiu, a nawet myślimy, że w ogóle jej nie ma.  Oczywiście, nie sprzyjało to duchowej podróży.

Zostawcie to trapistom

Któż więc może rozpocząć podróż, w której upadając po kilku pierwszych krokach, wyobrażamy sobie ile jeszcze trzeba kroków zrobić, żeby wspiąć się gdzieś tam do nieba? Mówimy więc: „To chyba nie dla mnie. Zostawmy to trapistom albo jakimś innym żyjącym za klauzurą osobom ewentualnie księżom”.

Zostałeś całkowicie błędnie poinformowany

A potem przychodzi skutek takiego myślenia: napisz do nich list, żeby modlili się za ciebie. Wtedy sam nie będziesz już musiał się modlić. Innymi słowy, masz elitarną grupę ludzi, którzy będą się za ciebie modlić, żebyś sam mógł zająć się swoimi sprawami. I o ile będziesz spełniał rytualne wymogi (niedzielna msza, piątkowy post, itd.), Bóg będzie musiał cię nagrodzić, a na swoim nagrobku możesz napisać: „Byłem wiernym katolikiem”. Bzdura! Jesteś całkowicie w błędzie. Innymi słowy, wierny katolik to ktoś, kto żyje Ewangelią, a nie ktoś, kto o niej czyta czy próbuje manipulować Bogiem, żeby dopasować Go do swojego konkretnego stanu życia.

Bóg musi nas teraz nagrodzić 

Zauważ, że w zachodnim modelu pojawiła się nawet taka koncepcja, że Bóg musi nas nagrodzić teraz. To właśnie ta beztroska ignorancja czy też błędne odczytanie Ewangelii

MODEL ZACHODNI WPROWADZA NAS W BŁĄD,
ŻE BÓG MUSI NAS NAGRODZIĆ TERAZ

pozwala niektórym naszym braciom twierdzić, że jedną z nagród za życie Ewangelią, jest powodzenie, bogactwo i brak jakichkolwiek zmartwień, oraz że próby nie zdarzają się tym, którzy służą Bogu. Takie jest to nauczanie. Nie wiem, która z ksiąg Pisma Świętego o tym mówi. W każdym razie, pomysł, że jeśli to my inicjujemy dobre uczynki, takie jak hojne dawanie jałmużny, to Bóg powinien nas nagrodzić, najlepiej zarówno tu i teraz jak i w niebie, jakąś ładną nieruchomością, ładnym domem, wspaniałymi sukcesami zawodowymi, cudownościami w naszym duszpasterstwie, itd., itd. O ile mi wiadomo, model biblijny nie zawiera takich obietnic. A prawdę mówiąc, w Błogosławieństwach, które stanowią Boży pomysł na szczęście, a przynajmniej pomysł na szczęście, jaki proponuje nam Jezus, najszczęśliwsi są prześladowani i ubodzy w duchu, którzy nie mają nic, a nade wszystko Bóg najbardziej interesuje się tymi, którzy są gotowi cierpieć dla Boga z powodu różnych niedogodności. Weźcie którykolwiek z psalmów. Bohaterem psalmów jest osoba, która znosi cierpienie dla Boga, a potrzebujący, ubodzy, uciskani, cierpiący są przedmiotem nieustannej troski Psalmisty, który wyraża Bożą troskę o dobro, ochronę i wyzwolenie ubogich. A zatem jak można na podstawie Ewangelii otrzymać bogactwo jako nagrodę za coś, wykracza poza moją zdolność rozumienia!

Miłość Boga tu i teraz

Przejdźmy teraz w końcu do czwartej postawy, którą przedstawia nam model biblijny: jest to model ja-w-Bogu i Boga-w-ja przez Jego Ducha i przez życie zmartwychwstałego Chrystusa w naszym wnętrzu przez wiarę, zaufanie i miłość. To ostatnie porównanie znów dotyczy rozłożenia akcentów. Nacisk w modelu biblijnym położony jest na pielęgnowanie jedności i miłości Boga tu i teraz, a nie na zamartwianie się o przyszłość. Innymi słowy, nie chodzi o uzyskanie gwarancji na przyszłość. Ten syndrom nagrody i kary w gruncie rzeczy przynależy do dość niedojrzałej postawy wobec Boga, która jest normalna u dzieci, ale która powinna rozwinąć się w dojrzalszą wizję u osoby dorosłej, gdyby otrzymała ona właściwą edukację religijną. A jedynym sposobem, żeby kształcenie religijne było właściwe jest praktyka, tzn., dyscyplina modlitwy i działania, która doprowadzi do przebudzenia naszej całej istoty na kontemplatywny wymiar Ewangelii, co ma się odbywać pod natchnieniem Ducha zarówno w modlitwie jak i w działaniu.

On jest obecny teraz 

Nie możemy po prostu obarczyć winą naszych katechetów. Otrzymali swoje wykształcenie od poprzedniego pokolenia. Są też historyczne uwarunkowania, które doprowadziły do tego stopniowego przekształcania modelu biblijnego w model, na który wpłynęła nowożytna filozofia, kultura i myślenie epoki. Co dzieje się z kimś, kto nie troszczy się o gwarancje na przyszłość? Oczywiście jest to osoba, która ufa Bogu, i która wie, że jeśli zrobi, co w jej mocy, żeby kochać i służyć Bogu i bliźniemu w tej chwili, Bóg zatroszczy się o jej przyszłość. I osoba taka nie chce przyszłości innej niż ta, jakiej chce dla niej Bóg. Po cóż więc martwić się o nią?  Osoba taka coraz bardziej szuka i znajduje Boga w chwili obecnej, która jest jedynym miejscem, w jakim można Boga znaleźć. Ponieważ Bóg jest wieczny, nie jest istotą z przyszłości – jest obecny teraz. A nasza dyscyplina powinna skupiać się na pracy, która ma być wykonana teraz w celu rozwijania dojrzałej chrześcijańskiej postawy i relacji z Ostateczną Rzeczywistością, którą Jezus objawił jako Abba-Ojca, tzn. Boga nieskończonego współczucia, który namiętnie (jeśli wolno użyć takiego słowa) jest zatroskany i obecny dla rodziny ludzkiej, która bardziej niż jakikolwiek inny aspekt stworzenia wyraża Jego wewnętrzne życie. I tak Bóg, zwłaszcza przez Wcielenie, wyraża swoją identyfikację z kondycją ludzką. Dlatego nasz stosunek do Niego musi być podporządkowany temu objawieniu, a nie jakiejś filozofii czy odkryciom naukowym, które mogą zmienić się w następnym pokoleniu.

Tłumaczenie: Tomasz Jeliński,

na podstawie : The Spiritual Journey Series – Contemplative Outreach, Ltd.

Facebook
Twitter
Email